Tytuł: Ostatnia spowiedź. Tom 1
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: Listopad 2012
Liczba stron: 380
„Ostatnia spowiedź” jest pierwszą powieścią Niny Reichter,
która już dawno przykuła moją uwagę. Nie mogłam przejść obojętnie obok książki,
która na moim ulubionym portalu dla czytelników posiada ocenę 9 na 10! Na
szczęście dość szybko udało mi się zdobyć tę pozycję i zabrać się do czytania.
Początek bardzo mi się spodobał. Poznajemy Ally Hanningan, dziewiętnastolatkę,
która po wakacjach w Stanach Zjednoczonych wybiera się do Francji, by tam
rozpocząć studia prawnicze oraz bardziej niezależne życie. Dowiadujemy się o
niej, że jest z mężczyznom, którego tak naprawdę nie kocha, ale jest z nim
tylko dlatego, że tego wymaga od niej jej matka. Poznajemy także Brandina
Rothfelda, młodego, sławnego rockmana o brązowych oczach, do których wzdychają
kobiety w całej Europie. Wracając z trasy koncertowej Brade spóźnia się na
przesiadkę i spędza noc na opustoszałym lotnisku. Wówczas jeszcze nie zdaje
sobie sprawy, że ta noc zmieni jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Spotyka
Ally, która ku jego ogromnemu zdziwieniu, nie rozpoznaje go. Spędzają ze sobą
kilka uroczych godzin, pełnych wybuchów śmiechu i szczerych rozmów. Czują że
rodzi się między nimi jakaś więź, ale obydwoje nie mogą sobie teraz pozwolić na
tak skomplikowane uczucie. Co zrobią, gdy zdadzą sobie sprawę, że już nie ma
odwrotu? Czy ta jedna magiczna noc może okazać się wstępem do czegoś wyjątkowego?
Początek książki naprawdę mnie zafascynował i wciągnął.
Podobał mi się emocjonalny, lekki i subtelny styl pisarski autorki, który spowodował,
że wkroczyłam do świata „Ostatniej spowiedzi” z wielką nadzieją, że może akurat
mam w rękach książkę, która stanie się jedną z moich ulubionych. Jednak z
czasem było już coraz gorzej. Zrobiło się zbyt słodko, zbyt ckliwie i niestety
zbyt słodkopierdząco (chodzi mi tutaj głównie o postawę Brade’a) przez co
opisana historia jak dla mnie jest niestety nierealna. Może po prostu tylko ja
tak mam, że po lekturze książki lubię sobie pomyśleć „kurczę, przecież to
również mnie mogłoby się przytrafić!”.
W pierwszej części książki podobało mi się napięcie
seksualne budowane między głównymi bohaterami. Jednak z czasem coraz bardziej
denerwowało mnie to, że autorka za każdym razem komplikowała ich losy, by tylko
nie doszło między nimi do ich długo oczekiwanego pełnego zbliżenia. Rozczarowałam
się także postacią Ally. Na początku książki była kreowana na niezależną
indywidualistę o ciętym języku, jednak z czasem ta jej charakterek całkowicie
się rozpłynął. Zrobiła się z niej ciepła klucha, bojąca się poddać uczuciu.
Szkoda że
Nina Reichter w kreacji członków zespołu w którym wokalistom był Bradin tak bardzo wzorowała
się na zespole Tokio Hotel. Podobny styl muzyczny, podobna stylizacja sław oraz
fakt, że pochodzą z Niemiec. Niezwykle Brade przypominał Billa z Tokio Hotel
(taka sama sylwetka, styl, oczy, oraz jego kobiece rysy). Nigdy nie
byłam fanką tego zespołu, ale czytałam blogi na których wiele fanek zespołu
pisały fikcyjne opowiadania o ich rzekomej miłości np. z Tomem czy też Billem. Nie
spodziewałam się, że tak wielkie podobieństwo do tego niemieckiego zespołu
odkryję w książce. Nie lepiej było stworzyć inny, bardziej oryginalny zespół z bardziej męskim wokalistom?
Choć „Ostatnia spowiedź” nie zrobiła na mnie tak ogromnego
wrażenia to i tak prawdopodobnie sięgnę po jej kolejne tomy. Jestem bardzo ciekawa
co też szykuje nam autorka w następnych częściach.
Moja ocena 6/10
Chętnie przeczytam tę książkę jeśli kiedyś wpadnie w moje ręce:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Brawo, w końcu jakaś szczera opinia - myślałam, ze tylko ja zauważyłam wady w tej książce :) Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. Nie rozumiem tego zachwytu, to naprawdę średnia powieść.
OdpowiedzUsuńTo ja tej książki nie przeczytam. To co napisałaś wystarczająco pokazało obraz powieści.On,ona,dwa inne światy i uczucie,które w nich rośnie. Nie przepadam za takimi historiami, słodko i uroczo.Bardzo nierealnie przede wszystkim.Przyznaję,czasem sięgam po jakieś love story,ale to mnie nie skusi ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam M.
Najpierw natrafiałam na same pozytywne recenzje, ale teraz coraz częściej trafiam na opinie zawiedzionych czytelników. Chyba wysoka ocena narobiła zbyt dużego apetytu. ;)
OdpowiedzUsuńNina Reichter nie skopiowała stylu Bradina z Billa Kaulitza , ta książka została wydana na podstawie opowiadania, które pisała pewna Polka kila dobrych lat temu, właśnie o zespole Tokio Hotel:)dlatego wszystko zostało takie same, jedynie przez wymogi wydawnictwa niektóre imiona, nazwa zespołu i wątki zostały zmodyfikowane:) Miałam okazje poznać tą historię właśnie na blogu, kiedy był jednym z najbardziej popularnych wśród fan fiction:) Fajnie przeżyć tą historię na nowo, trzymając ją w ręku, jestem dumna, że autorka - zwykła dziewczyna pisząca wymyśloną historię, osiągnęła taki sukces :) Pozdrawiam Kama
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie wiedziałam o podobieństwie do Tokio Hotel - nigdy ich nie słuchałam. Książka mi się podobała, ale momentami zbytnio przypominała telenowelę ;)
OdpowiedzUsuń