Jednak w ostatnim czasie w mojej biblioteczce zagościły książki, które wcale nie napawały mnie dumną. A mianowicie na urodziny dostałam całą trylogię przygód o panie Greyu, pani Eriki Leonard.. Bardzo byłam ciekawa tej erotycznej historii i muszę przyznać, że ogromnie się rozczarowałam. Nie rozumiem wcale fenomenu tej książki, jak dla mnie to po prostu jeden wielki kicz, śmieć. Przeczytałam mniej więcej 200 stron "Pięćdziesięciu twarzy Greya" i dłużej już nie wytrzymałam. Miałam wrażenie, że te okropne słownictwo i nudna fabuła wbijały szpilki w mój mózg. Z wielką ulgą odstawiłam książkę na półkę, choć wpierw zamierzałam jakoś ją ścierpieć, jednak szkoda mi było mojego cennego czasu. Po resztę części z pewnością również nie sięgnę.
Zresztą co się dziwić skoro autorka jest przeogromną fanką "Zmierzchu" i kreując swoich bohaterów wzorowała się na Belli i Edwardzie?